RozmaitościWspomnienia tatromaniaczki

Wspomnienia tatromaniaczki

Przedstawiamy dzisiaj wspomnienia młodej miłośniczki gór. Uznaliśmy, że warto, gdyż autorka opisuje swoje przeżycia niezwykle emocjonalnie i ciekawie.

Wspomnienia tatromaniaczki

Mając lat 7 jeździłam z rodzicami do Zakopanego. Raz lub dwa razy w roku, na calutkie 2 tygodnie. I zwiedzaliśmy.
Gubałówka była podstawą, codziennie musieliśmy na nią wejść przynajmniej raz. To taka nasza mała rutyna dnia codziennego. Wchodziliśmy od strony WDW Kościelisko, nie wiem czy ktoś kojarzy ale tam zawsze jeździliśmy i od tej strony zawsze się wchodziło na Gubałówkę. No i tak codziennie przez 2 tygodnie.

Któregoś dnia zdecydowaliśmy, ze idziemy w większe góry. I tak się zaczęło. Mając 7 lat, weszłam na giewont. Nie marudziłam wcale, bo byłam wtedy bardzo roztrzepana, było mnie wszędzie pełno i góry to było coś, gdzie mogłam rozładować swoje emocje 😀 No i tak właśnie w wieku 7 lat zdobyłam giewont, bez większego zmęczenia. I wejście na giewont tak nam się spodobało, że na następny dzień postanowiliśmy, ze zwiedzimy coś jeszcze. I weszliśmy na Sarnią Skałę… Na kolejny dzień poszliśmy na Morskie Oko. Oczywiście pieszo. I tak to się zaczęło…
Co rok się jeździło do WDW i zwiedzaliśmy ile dali radę moi rodzice i ja. Niewiele się udało, bo moi rodzice nie mają kondycji niestety, ale!!! co nieco zwiedzić się udało.
Wszystkie doliny mamy zwiedzone. Giewont przeszliśmy dwa razy, przy czym trzeci raz był obok Giewontu – bo byliśmy na Czerwonych Wierchach. Calutkie Wierchy przeszliśmy (miałam już wtedy 14 lat), Nosal zaliczony, Sarnia Skała również, no i na Kasprowym Wierchu byłam trzy razy, tak nam się podobało!. Morskie oko? Też trzy razy. No i tak to wyglądało. Wszystko oczywiście na własnych nóżkach, żadnych wyciągów. I w wieku 14 lat, kiedy przeszliśmy Czerwone Wierchy ostatni raz byłam w Zakopanem. Ostatni, z rodzicami.

I mój pierwszy raz był 2 lata temu, baaardzo tęskniłam za Tatrami ale rodzice już nie jeździli, bo kondycja, bo zmęczeni, bo coś tam. A ja byłam za młoda, żeby pojechać sama. No i tak sobie marzyłam o tych Tatrach….

Poznałam swojego obecnego partnera z którym jestem 7 lat i właśnie 2 lata temu pojechaliśmy do Zakopanego (on nigdy nie był). Tatry były jedynym miejscem w którym chciałam bardzo być. No i pojechaliśmy, to był mój pierwszy raz w Tatrach od X czasów, już jako osoba dorosła….
I pojechałam i się popłakałam z radości, jak zobaczyłam góry…
Namówiłam partnera i poszliśmy… na Gubałówkę… i z przykrością muszę stwierdzić, że ledwo dałam radę….
Na Gubałówkę wchodziłam 3h, gdzie kiedyś z rodzicami zajmowało nam to 20 minut… Myślałam, ze zemdleję po paru krokach… Ale nie poddałam się i weszłam… szczęśliwa i zmachana, jakbym co najmniej Orlą Perć zdobyła…

No i kontynuując… W Zakopanem byłam z moim partnerem 9 dni i udało Nam się ponownie wejść na Morskie Oko, na Kasprowy Wierch… zwiedziliśmy skocznię… i ogólnie staraliśmy się zwiedzić jak najwięcej…. niestety na Kasprowy tym razem wjechaliśmy kolejką. Powód jest jeden – mój chłopak był po złamaniu kończyny i nie dałby rady wejść, a po drugie do Zakopanego pojechaliśmy zimą. Było ponad -15 stopni w Tatrach i nie mieliśmy nawet odpowiedniego obuwia, zeby wejść na Kasprowy. Tak więc pojechaliśmy kolejką (mimo, ze jestem im przeciwna bo nie uważam zdobywania szczytów w ten sposób), ale cieszę się bo nigdy takową nie jechałam i zdobyłam nowe wspomnienia, ujrzałam nowe widoki. A przecież na Kasprowym już byłam i to na nóżkach. Więc tym razem go nie zdobywałam, a po prostu odwiedziłam więc stwierdziłam, że chociaż raz kolejką można…

I do czego zmierzam moi drodzy…

Mam 23 lata i wcale nie jestem okazem zdrowia. Mając lat 7 czy 14 chodziłam po górach jak sarenka. Czerwone Wierchy to był pikuś… A będąc w Zakopanem 2 lata temu popłakałam się ze smutku, że Gubałówka jest dla mnie przeszkodą którą ledwo co pokonałam.
Nie sądziłam, że będę mieć takie problemy ze zdrowiem i ze Gubałówka to będzie dla mnie taka męka…
I to wszystko mi pokazało, ze ważne są chwile i warto się nie poddawać.
Mam arytmię serca, mocne niedociśnienie, problemy z błędnikiem, guza tarczycy i aktualnie doszedł do tego jeszcze nowotwór… na szczęście łagodny i operacyjny…
ALE …
Nie poddaję się!!!!!!!!!!!!!!! I po tym jak w Zakopanem ledwo dałam radę wejść na Gubałówkę i Morskie oko… postanowiłam zacząć od mniejszych gór i je zdobywać.
I tak właśnie miesiąc temu wraz z moim partnerem zdobyłam Szrenicę(1362m.n.p.m). Jestem z siebie dumna, szłam prawie na czworaka, wejście zajęło mi 4h… ale dałam radę…. i jestem bardzo szczęśliwa…

Może to nie Tatry… ale wiem, że tam niedługo też zawitam.. znów… i będę chciała wejść wyżej… lub zwiedzić dawnych przyjaciół. Giewont byłby szczytem moich marzeń… Trzymajcie kciuki proszę i bierzcie z gór ile się da! <3
Pozdrawiam Was serdecznie
23-letnia Tatromaniaczka

Wybrane dla Ciebie